Chciałbym na marginesie wpisów w niektórych blogach w Salonie24 zadać pytanie, gdzie kończy się uprawniona krytyka, a zaczyna rzeczywisty antysemityzm? Dostrzega się bowiem tendencję, aby przenieść do Polski wzorce spotykane często w Stanach Zjednoczonych. Wzorce te każą antysemitą nazwać każdego, kto krytykuje decyzje i działania Izraela i izraelskiego rządu (szczególnie oczywiście w kwestii palestyńskiej lub szerzej - arabskiej).
Zauważmy, że w przypadku takiego podejścia mamy do czynienia z paradoksem. Wolno oto krytykować USA i rząd Busha za wojnę w Iraku czy Afganistanie. Wolno krytykować Rosję za najazd na Gruzję czy wojnę w Czeczenii. Wolno krytykować każdy kraj i rząd na świecie za jego politykę zagraniczną czy działania o charakterze wojennym. Tylko jeden kraj powinien być zdaniem niektórych spod tej krytyki wyjęty i krytyka jego posunięć prowadzi do automatycznego nazwania antysemitą (a o historycznych konotacjach tego epitetu nie trzeba chyba mówić).
W zarysowany powyżej nurt wpisuje się wielu publicystów Salonu24, w tym przede wszystkim Eli Barbur, który ostatnio użył nawet określenia "żydożerczy lewacki margines" na określenie wszystkich krytykujących izraelskie działania wojenne w Gazie (czym ja na przykład czuję się osobiście urażony – proszę przeczytać mój poprzedni wpis i zadać sobie pytanie, czy moje wyważone poglądy w najmniejszym stopniu uprawniają taki epitet).
Pozwolę sobie w tym miejscu sprzeciwić się takiemu upraszczaniu rzeczywistości i obrzucaniu tego typu wyzwiskami.
Antysemityzmem jest na pewno twierdzenie, że Żydzi nie mają prawa do własnego państwa, że powinni wynieść się z Izraela, że powinni zostać "zepchnięci do morza" i inne podobne wynurzenia prawdziwych antysemitów. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że można za podszyte antysemityzmem uznać twierdzenie, że Izrael nie powinien w ogóle odpowiadać na ataki ekstremistów arabskich i powinien dać im się grzecznie wyrżnąć.
Ale nie jest antysemityzmem krytykowanie przesadnie stosowanej przez Izrael siły. Nie jest nim protestowanie przeciwko akcji zbrojnej, która powoduje katastrofę humanitarną i uderza przede wszystkim w cywilów. Nie dalej jak wczoraj byliśmy informowani o zbombardowaniu szkoły działającej pod egidą ONZ. Dzisiaj prasa przynosi informacje o tym, że wojsko izraelskie najpierw ewakuowało dużą grupę cywilów do jednego budynku każąc im w nim pozostać, a następnie w kolejnej dobie ten budynek zbombardowało. Informacje te podaje ONZ, nie hamasowska propaganda. Tak to wyglądają „chirurgiczne” uderzenia armii izraelskiej wymierzone, według oficjalnej propagandy, wyłącznie w Hamas. Czy ktoś kto protestuje przeciwko takiemu barbarzyństwu to też "żydożerczy lewacki margines"?
I powtórzę jeszcze raz moją krótką ocenę obecnej sytuacji: Bliski Wschód byłby lepszy gdyby nie było Hamasu lub gdyby organizacja ta wreszcie się ucywilizowała i usiadła do stołu negocjacyjnego. Ale nie uda się tego osiągnąć przez krwawą wojnę. I kolejnych kilkudziesięciu czy kilkuset zabitych cywilów ani o milimetr nie przybliży pokoju na Bliskim Wschodzie.